Przejdź do treści

Patron szkoły

Jeszcze za życia stał się legendą, która trwa wciąż po jego śmierci. Tworzyły ją opowieści ludzi, którzy się z nim zetknęli oraz różne opracowania literackie, ukazujące fragmentarycznie lub w pełniejszy sposób sylwetkę kapitana. *)
Protoplastą rodu Konstantego Maciejewicza był Ludwik Maciejewicz – szlachcic gospodarujący w XVIII wieku na zubożałym majątku na Podolu. Dwu z czterech jego synów zrobiło karierę w carskim wojsku. Mimo iż zmieniono im nazwiska na Matyjewicz pozostali wierni narodowej tradycji. Bronisław dosłużył się rangi pułkownika, Ludwik jako podpułkownik zginął w Mandżurii w czasie wojny rosyjsko -japońskiej w 1905 r. Syn Bronisława, o tym samym co ojciec imieniu, stał się słynnym pilotem, który zginął ze swym bratem Stanisławem – kapitanem marynarki wojennej w wypadku lotniczym w maju 1911 r.
Konstanty Maciejewicz był synem Ludwika. Ponieważ jego Konstanty Maciejewicz ojciec zginął za „cara i ojczyznę” przysługiwało mu pierwszeństwo w przyjęciu do szkoły wojskowej. Trafił do Korpusu Morskiego w Petersburgu, który ukończył w 1911 r. Najpierw odbył trudną praktykę na żaglowo – parowej fregacie szkolnej „Rynda”, potem była nauka przeplatana gimnastyką i musztrą w korpusie. Druga praktyka miała miejsce latem 1909 r. na żaglowo – parowym krążowniku „Rossija”, a trzecia na „Ruryku”. W 1911 r. jako jeden z wyróżniających się absolwentów szkoły, trafił na krążownik „Aurora”, na którym wziął udział w pasjonującym rejsie do Syjamu. Wybuch I wojny światowej zastał go już jako oficera na krążowniku „Rul”. Uczestniczył w walce z niemieckimi krążownikami „Roon” i „Ausberg”, był również dowódcą szkolnego szkunera „Mussan”. Po skróconym kursie podwodnego pływania w końcu 1915 r. został I oficerem na łodzi podwodnej A G-15. Siódmego czerwca 1917 r. na wodach fińskich, 10 mil od brzegu, w czasie alarmowego zanurzenia, na skutek niezamkniętego, przez kucharza luku, na łodzi zaczęła wdzierać się woda. Kapitan i trzech marynarzy w ostatniej chwili opuściło okręt. Reszta z I oficerem K. Maciejewiczem pozostała w łodzi. Przy pomocy torped przekazał on informację na powierzchnię, lecz nikt nie potrafił im pomóc. Musieli ratować się sami. Porucznik Maciejewicz postanowił, że wystrzelą się do góry z pomocą sprężonego powietrza torpedowej wyrzutni. Katapultowało się pięciu marynarzy, autor pomysłu jako ostami. Uratowali się, ale 18 członków załogi zginęło (część popełniła samobójstwo). Uratowani znaleźli się w szpitalu w Abo. O ich wyczynie pisały gazety całego świata.
We wrześniu 1917 r. wyremontowana A G -15 opuściła stocznię. Jej nowym dowódcą został Konstanty Maciejewicz. Potem przyszła rewolucja, Konstanty znalazł się w Połtawie. Każda okresowa władza robiła tam mobilizację, więc nasz bohater nie wytrzymał i pojechał nad Morze Czarne, aby znów zaciągnąć się na łodzie podwodne. Wreszcie przez Konstantynopol i Bizertę przeprawił się do Marsylii. Stamtąd w 1921 r. trafił do Kraju, do Poznania. Mamert Stankiewicz, którego znał z Morskiego Korpusu Kadetów w Rosji, wykładowca nowo powstałej Szkoły Morskiej w Tczewie, załatwił mu tam pracę, a także pomógł odnaleźć żonę z synem Konstantym. Wkrótce jako I oficer wypłynął „Lwowem” ze swymi wychowankami w pierwszą podróż szkolną. W 1927 r. został jego dowódcą.
Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o kolejnej przygodzie „Macają”, która przeszła do historii polskiej żeglugi, a związana była z późniejszym „Darem Pomorza”. Statek ten zbudowany został w Altonie koło Hamburga w 1909 r. Początkowo pod nazwą „Prinzess Eitel Friedrich” pływał jako statek szkolny niemieckiej marynarki handlowej. W czasie I wojny światowej służył w Kilonii w postaci koszar dla załóg niemieckich okrętów podwodnych. Po wojnie w ramach reparacji został przekazany Francji i przeholowany do portu St. Nazaire. Francuzi nie bardzo wiedząc, co z nim zrobić, przekazali go pod nazwą „Colbert” brytyjskiemu baronowi de Forrest jako rekompensatę za jacht zarekwirowany i zatopiony w czasie wojny. Nowy właściciel uznał, że jego eksploatacja jest nieopłacalna i sprzedał go Polsce, która zakupiła go na miejsce „Lwowa” z funduszów społecznych, zebranych przez Pomorski Komitet Floty Narodowej w Toruniu. W grudniu 1929 r. na statku cumującym we wspomnianym już porcie St. Nazaire podniesiono polską banderę i nadano mu nazwę „Pomorze”. Stamtąd wziął do na hol holenderski holownik „Poolzee”. Statek miał przejść gruntowny remont w duńskiej stoczni Naksow. Na „Pomorzu” znajdowało się sześciu marynarzy z holownika oraz Polacy: dowódca jednostki kpt. źegl. morskiej Konstanty Maciejewicz, bosman Jan Kaleta, starszy sternik Józef Grzelak, młodszy marynarz Tadeusz Kluszewicz i wreszcie starszy oficer Tadeusz Meissner w podróży poślubnej wraz z małżonką.
W nocy 29 grudnia 1929 r. w czasie szalejącego sztormu w Zatoce Biskajskiej w pobliżu przylądka Penmarch dwukrotnie pęka hol. Statek dryfuje na skały, grozi mu doszczętne rozbicie. Kapitan holownika opuszcza żaglowiec i udaje się do portu, Holendrzy pozostali na Pomorzu niewiele pomagają. Polska załoga sama walczy z żywiołem. Bosman Kaleta, rzucony na pachołek cumowniczy, łamie żebra. Mimo to dzięki energii i opanowaniu „Macają” udaje się rzucić 2 kotwice (każda o ciężarze niemal dwie i pół tony!). Już wśród skał statek z zalanym międzypokładem zostaje częściowo unieruchomiony. Rano, jego załoga schodzi na francuskie łodzie ratownicze. Nadal trwa jednak walka o ratowanie „Pomorza”. Dwa dni później 2 holenderskie holowniki znów biorą statek na hol i doprowadzają go 6 stycznia 1930 r. do nabrzeża w Naksow na duńskiej wyspie Lolland. **) W siedem miesięcy później w lipcu 1930 r. w pełnej gali flagowej wśród ryku syren okrętowych dawne „Pomorze”, a teraz „Dar Pomorza” zostaje przekazany Państwowej Szkole Morskiej w Gdyni. Dowództwo na nim przejmuje Konstanty Maciejewicz. W roku szkolnym 1934/35 żaglowiec ten jako pierwszy statek pod polską banderą opłynąj kulę ziemską. Drugą jego najgłośniejszą podróżą pod przewodnictwem „Macają” był w latach 1936/37 rejs dookoła Przylądka Horn. W 1939 r. po wkroczeniu wojsk hitlerowskich do Gdyni Maciejewicz zostaje przez Niemców osadzony w obozie Stutthof. Jego najstarszy syn Konstanty walczący w obronie Helu trafia do jenieckiego oflagu. Dowiedziawszy się o więzieniu męża przebywająca z dwojgiem młodszych dzieci w Warszawie jego żona przyjeżdża na wybrzeże. Stara się o jego uwolnienie. Konstantemu Maciejewiczowi niemal cudem udaje się wydostać z obozu. Lata okupacji spędza na Lubelszczyźnie. Pracuje w tartaku, jest pomocnikiem młynarza, a nawet piwowarem. W 1945 r. dostaje polecenie zabezpieczenia obiektów Szkoły Morskiej w Gdyni. W maju tego roku Maciejewiczowi powierzono zarząd naukowy i administracyjny tej placówki. Po przeniesieniu Wydziału Nawigacyjnego do Szczecina, w 1947 r. zostaje mianowany dyrektorem Państwowej Szkoły Morskiej w tym mieście. Po likwidacji w 1953 r. Szkoły Morskiej w Szczecinie kpt. Konstanty Maciejewicz podjął pracę w Polskim Rejestrze Statków i nigdy już nie wrócił na morze. W październiku 1962 r. przeszedł na emeryturę. Miał wtedy 72 lata. Pracował jednak dalej na pół etatu z własnej inicjatywy. Równocześnie zasiadał w Izbie Morskiej jako ławnik. Zmarł 25 października 1972 r. w wieku 82 lat. Jeszcze na trzy dni przed śmiercią brał udział w inauguracji nowego roku akademickiego na Wyższej Szkole Morskiej w Szczecinie. Po jego śmierci do połowy masztu opuszczono bandery na „Darze Pomorza”, na jachcie „Konstanty Maciejewicz”, na statkach szkolnych Szczecina i Gdyni. Na Cmentarz Centralny do kwatery zasłużonych odprowadzały go tysiące mieszkańców Szczecina. Na poduszkach niesiono jego odznaczenia, żegnał go ryk syren okrętowych. Pisał o nim Henryk Mąka w cytowanej już przez nas „Sadze rodów morskich”. Był to „człowiek mający na liście swoich wychowanków ponad 200 kapitanów, oficerów nawigacji i mechaniki okrętowej, wzór obowiązku i wierności idei, wielkiej skromności i prostoty obejścia, twardej ręki i szerokiej wiedzy, niespożytej energii i wielkich wymagań.” Na statku jego imienia, gdzie mieściło się Liceum Morskie 28 kwietnia 1978 r. powstała Izba Pamięci, składają się z dwu działów z których jeden poświęcony był patronowi szkoły. Oprócz jego portretu zgromadzono tam w albumach ponad 200 kopii dokumentów i wycinków prasowych oraz kilkanaście zdjęć związanych z życiem i działalnością kapitana Maciejewicza. Szczególnym dokumentem w Izbie Pamięci była taśma magnetofonowa z jego relacją o tragedii łodzi podwodnej A G – 15.
Dużej pomocy w gromadzeniu pamiątek o patronie udzielił szkole jego syn – inżynier Olgierd Maciejewicz, pracujący w biurze konstrukcyjnym Stoczni Szczecińskiej.
Drugi dział Izby Pamięci poświęcony był tradycji szkoły. Eksponowano w nim osiągnięcia sportowe w postaci pucharów, pamiątkowe medaliony związane z żeglarstwem i szkolnic-twem morskim oraz proporczyki z imprez turystycznych i sportowych. Całość wzbogacał bogaty zbiór kronik szkolnych oraz „klas pływających” (III), które odbywały roczne praktyki morskie na statkach eksploatacyjnych. W 12 roku działalności w Izbie znajdowało się ponad 20 pucharów sportowych i 30 kronik szkolnych. Należy tu podkreślić, że był to najbogatszy zbiór kronik szkolnych w województwie szczecińskim.
W Liceum Morskim z okazji rocznicy narodzin jego patrona odbywały się uroczyste spotkania z rodziną, a na grobie „kapitana kapitanów” młodzież składała wiązanki kwiatów.

*) Henryk Mąka „Saga rodów morskich” – Szczecin 1979 Marek Koszur „Kapitan kapitanów” – Szczecin 1987 M. in. Karol Olgierd Borchardt „Znaczy kapitan” – Gdańsk 1989 Eugeniusz A. Daszkowski „Szkoła wilków morskich” – Szczecin 1998
**) O tej dramatycznej historii pisał m. in.: Tadeusz Meissner w książeczce „Pierwszy rejs Daru Pomorza” (Gdynia 1965), Andrzej Androchowicz w artykule „Dlaczego bez Macają” („Morze i Ziemia” kwiecień 1979), Daniel Duda i Zbigniew Urbanyi w publikacji „Trzeci w wielkiej sztafecie” Bydgoszcz 1986, oraz Jan Piwowoński w książce „Flota spod biało-czerwonej” (Warszawa 1989)


Opracowano na podstawie danych zebranych przez Pana Dyrektora mgr. Maksymiliana Dunsta oraz książki Bohdana Kowalskiego Na lądzie i na morzu. Liceum Morskie w Szczecinie i Policach 1973-1985.